C'est la vie (c.d.)

Znowu zaczelo odzywac Twoje podniecenie. Opor slabl. Zaczelas nawet odwzajemniac moje pocalunki. Ruchy bioder sygnalizowaly, ze juz nie chcesz wyrywac sie z moich rak, ale jeszcze glebiej nabic sie na palca. Poczulem Twoj jezyk gleboko w moich ustach. Twoje dlonie zatopily sie w moich wlosach. Jeszcze mocniej scisnalem twardego, sterczacego sutka. Jeknelas glosno z rozkoszy. Twoj wczesniejszy kochanek przeciagnal sie, ale na szczescie nie obudzil sie. To napiecie, ze on mogl w kazdej chwili sie obudzic bardzo mnie podniecalo. Czulem, ze Ciebie rowniez. Ryzyko jakie podjelismy wywolalo w nas olbrzymie pozadanie. Juz drugi palec zaglebil sie w Twojej muszelce. Zaraz po nim trzeci. Wyprezylas swoje cialo w ekstazie. Moje usta pozostawily Twoje wargi, kierujac sie w strone piersi. Namietnie lizalem Twoja szyje, ramiona. Moje usta zaglebily sie pomiedzy Twoimi piersiami. Podazylem dalej w dol. Brzuch, podbrzusze. W ustach poczulem smak potu pomieszanego ze smakiem spermy, lezacego obok faceta, ktory jeszcze chwile temu tryskal nia po calej Tobie i wcieral w Twoje cialo. Podniecenie siegnelo zenitu. Zaczalem wodzic po obrysie Twojej pupci. Wilgotne palce z latwoscia wslizgnal sie pomiedzy posladki, siegajac wejscia do odbytu. Kilka razy obwiodlem go po czym umiejscowilem go u samego wejscia i mocno naparlem. Wszedl w nia sprawiajac, ze Twoje cialo naprezylo sie. Podnioslem butelke, przechylilem nad Twoim biustem i brzuchem. Wysaczylo sie z niej pare kropel szampana. Roztarlem je, chlodzac rozpalone cialo. Zaczalem lapczywie zlizywac je z Ciebie wraz z lepka sperma. Lizalem, gryzlem, ssalem. Jednoczesnie drazylem coraz glebiej Twoj odbyt. Zaczelas drzec. Stanowczo pchnelas mnie z lozka. Opadlem na dywan. Zaraz dolaczylas do mnie. Polozylas mnie na plecach i przywarlas ustami do mojego penisa. Pulsowal w Twoich ustach. Przesunalem Cie tak, ze Twoja pupa znalazla sie nad moja twarza. Wsunalem jezyk pomiedzy rozchylone posladki. Zachlannie zaczalem lizac Twoja pupcie. Ty coraz mocniej ssalas moja nabrzmiala meskosc. W tym czasie i ja coraz mocniej wpychalem jezyk w Twoja pupe, ugniatajac jednoczesnie posladki, szczypiac je. Nie wytrzymalem. Przewrocilem Cie na plecy. Rozchylilem szeroko Twoje nogi, koncowka penisa odnalazlem wejscie do Twojej szparki i mocno pchnalem. Wbilem sie bardzo gleboko. Glosno jeknelas. Szelest na lozku. Zamarlismy. Z jednej strony ogarnal nas strach z drugiej jeszcze wieksze pozadanie. Znowu cisza, spi. Jeszcze krotka chwila bez ruchu, jednak juz za chwile zaczalem poruszac powoli biodrami. To wysuwalem sie z Ciebie, to znowu wbijalem sie gleboko. Ty zaczelas rowniez poruszac sie, jakbys chciala jeszcze mocniej nabic sie na mojego penisa. Poruszalismy sie w tym samym rytmie. Coraz szybciej. Coraz glebiej wbijalem sie w Ciebie. Wilas sie z rozkoszy. Galopowalismy coraz szybciej. Wbijalem sie i wychodzilem. Glebiej i szybciej. Nachylilem sie i wzialem w usta sutka, naprezonego do granic wytrzymalosci. Mocno ssalem, gryzlem. Pozniej drugi. Caly czas w szalenczym tempie wbijalem sie w Twoja rozpalona i ociekajaca sokami namietnosci szparke. Szybciej, glebiej. Jeszcze szybciej i jeszcze glebiej. Nagle poczulem, ze zaczynasz drzec. Wewnatrz skurcze uciskaly mojego penisa. Twoj krzyk. Jednoczesnie ja eksplodowalem. Nie zaprzestalem galopu, wyrzucajac w Ciebie sperme, zalewajac cale Twoje wnetrze. Twoj krzyk trwal, on musial sie obudzic. Na pewno wtedy na nas patrzyl, ale nam bylo to juz zupelnie obojetne. Z calych sil pchalem w Ciebie moj instrument. Zar, jaki Cie wypelnial spowodowal, ze jeszcze glosniej zaczelas krzyczec. Poczulem jeszcze tylko jak wbijasz w moje plecy paznokcie i odplynalem. Ty razem ze mna. Nie widzielismy juz nic, slyszelismy tylko wlasny krzyk nieziemskiej rozkoszy.

Komentarze