Nietypowa prośba

Luksusowy hotel to szczególne miejsce. Jedno z niewielu, w którym sztab wysoko wykwalifikowanych ludzi pracuje nad tym, by spełnić każdą twoją zachciankę. Nie ma znaczenia, czy jest to zakup dwóch biletów na oblegany spektakl, biletów niedostępnych już od miesięcy, czy rzadka butelka wina niewyobrażalnie droga i prawie nieosiągalna. Każde życzenie, nawet to najbardziej nietuzinkowe, jeśli jest  wykonalne, zostanie spełnione. Oczywiście nie ma nic za darmo.
Kilka dni temu podszedł do mnie jeden ze stałych klientów. Pan majętny, dystyngowany, z siwiejącymi włosami, w średnim wieku. Nazwijmy go James. Nie było rzeczy, której byśmy dla niego nie zrobili i on dobrze o tym wiedział. Wiedział, jak wielką moc ma gruby plik banknotów o wysokich nominałach.
- Proszę pana, czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? – zapytał.
- Oczywiście. – odpowiedziałem – Zapraszam do restauracji. Pora śniadaniowa już się skończyła, jest tam w tej chwili cicho i spokojnie.
- Znakomicie.
Usiedliśmy przy stoliku w głębi sali. Kelnerka bez pytania podała nam jego ulubiony trunek. Bardzo drogą kilkunastoletnią whisky. Nigdy wcześniej nie piłem czegoś tak kosztownego. James splótł dłonie, ułożył je na blacie stołu, pochylił się w moim kierunku i powiedział:
- Widzi pan, to bardzo delikatna sprawa. Mogę liczyć na dyskrecję?
- Jest pan jednym z naszych stałych klientów. Dyskrecję ma pan wliczoną w cenę apartamentu. – starałem się zażartować.
James uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Dzisiaj wraz z żoną obchodzimy dwudziestą rocznicę ślubu. Chciałbym dać jej wyjątkowy prezent.
- Jeżeli będę w stanie pomóc, może pan na mnie liczyć. Niemniej jednak to nasz hotelowy concierge zajmuje się sprawami wyjątkowymi, wymagającymi szczególnej uwagi.
- On, wskazał mi pana. Oczywiście proponował że się tym zajmie, że z panem porozmawia, ale wolę załatwić to osobiście.
- Rozumiem. W takim razie słucham.
Trochę mnie to zaniepokoiło. Co takiego mogę zorganizować ja, czego nie może człowiek znający wielu liczących się ludzi na Krecie i w całej Grecji? Albo co takiego mogę załatwić szybciej i sprawniej niż on?
- Nasze małżeństwo z Katrine układa się wyśmienicie. Jest to kobieta o wyjątkowej inteligencji, znaczy dla mnie o wiele więcej niż cokolwiek na świecie. Również nasz związek  jest wyjątkowy. Zależy mi na tym, by w niezmienionym stanie przetrwał jak najdłużej, aby silna więź jaka nas łączy taką pozostała.
Przytaknąłem dając do zrozumienia, że słucham z uwagą.
- Bardzo się kochamy, ale oboje nie znosimy rutyny, nie tolerujemy stagnacji i bezruchu, martwoty intelektualnej i przede wszystkim seksualnej. Dwadzieścia lat to bardzo długo, dlatego pozwalamy sobie od siebie odpocząć. – James upił whisky ze swojej szklanki. Patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie przewiercić na wylot. Z jakiegoś powodu bardzo zależało mu na tym, żebym go dobrze zrozumiał – Kiedy wiele lat temu opuszczałem swój rodzinny dom, czułem ulgę. Odchodziłem z radością zostawiając za sobą małą wieś, tamtą prostą, nieskomplikowaną mentalność, tamtych ludzi, nie odnajdując w nich niczego wartego uwagi. Jednak im dalej jechałem, im dłużej żyłem w oddaleniu od łąk, szerokich dolin i wzgórz tym większy czułem żal, że ich nie widzę i kiedy wreszcie wróciłem w rodzinne strony wyraźniej dojrzałem ich piękno.
Tutaj zrobił krótką przerwę. Wpatrywał się we mnie szukając odpowiedzi na pytanie, o to, czy zrozumiałem. Uśmiechnąłem się do niego. Rozumiałem bardzo dobrze.
- Ja i Katrine jesteśmy dla siebie jak dom. Nie potrafimy należycie docenić swojej wartości, jeśli od czasu do czasu, na moment, nie oddalimy się od siebie, po to by później powrócić z jeszcze większym uczuciem. Dlatego chcę jej w prezencie na naszą dwudziestą rocznicę ślubu podarować podróż.
- Jak ja mogę w tym pomóc?
- Proszę znaleźć młodego, dobrze zbudowanego mężczyznę, który nigdy wcześniej nie spał z kobietą; będzie na tyle rozsądny i dojrzały, że należycie ją uszanuje oraz będzie gotowy zaopiekować się nią przez jedną noc.
- Nie wiem, czy…
- Proszę go wysłać do mojego apartamentu dziś wieczorem. – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu – Niech mnie pan nie zawiedzie. 
Po tych słowach grzecznie pożegnał się i wyszedł z restauracji. Zostawił mnie samego z zagadką, którą musiałem rozwikłać. Dlaczego concierge skierował go do mnie? Bynajmniej nie jestem osobą stroniącą od kontaktów z kobietami. Czy skłamał stałemu klientowi i dał mu do zrozumienia, że to ja jestem tym młodym mężczyzną? Być może pomyślał, iż zachęcony późniejszymi korzyściami stworzę odpowiednią mistyfikację. To całkiem realne, tylko zupełnie nie w jego stylu.
Wziąłem ze sobą drinka i wyszedłem na werandę. Na zewnątrz świeciło słońce, wiał miły, chłodny wiatr. Na stolikach leżały talerze z resztkami jedzenia i puste filiżanki. Kelner odpowiadający za tę część restauracji to melancholik. Prawdopodobnie znów gdzieś zniknął, zaniedbując swoje obowiązki. Już go sobie wyobrażałem stojącego na plaży, palącego papierosa i rzucającego tęskne spojrzenia w stronę morza. Mieszkamy po sąsiedzku, trochę się więc przyjaźnimy i znamy całkiem dobrze.
Wtedy przypomniałem sobie moją niedawną rozmowę z concierge na jego temat. Sprawiał kłopoty, bo choć był dobrym pracownikiem zdarzało mu się spóźniać i od czasu do czasu nadmiernie przeciągnąć przerwę obiadową. Gdy się już pojawił przez większość czasu snuł się jak cień. Zatopiony w sobie i pogrążony w swoim świecie, potrafił niekiedy nie zauważyć wzywającego go klienta. W interesie hotelu było to, żeby przychodził do pracy zmotywowany i szczęśliwy, w dobrym humorze.
Markus, bo tak miał na imię, podpytywany przez nas, często opowiadał o przyczynach swojego przygnębienia. To skomplikowany i złożony problem, który zaczął się dawno temu w dzieciństwie. Ojciec, teraz już emerytowany wojskowy, był dla niego surowy, a wszystko co syn robił uważał za niepełnowartościowe.  Trzymał go krótko i sądząc, że syn tego nie potrafi, sam podejmował za niego decyzje, nie pozwalając mu wyrobić w sobie podstawowych umiejętności społecznych. Markus, choć inteligentny, nie umie nawiązywać bliskich kontaktów z ludźmi, jest introwertykiem, a do tego romantykiem, idealistą. Nie ma dziewczyny, chociaż jest przystojnym, śniadym mężczyzną, co więcej – jest prawiczkiem i bardzo przeżywa fakt, że mając 20 lat, nigdy jeszcze nie spał z kobietą. Od kiedy mi o tym powiedział, starałem się mu pomóc. Szukaliśmy razem właściwiej dla niego partnerki. Niestety ma w sobie zbyt wiele nieśmiałości. Nie potrafi rozmawiać z dziewczynami. Wciąż opowiada o swoich ideałach, o życiu na wsi. Pięknie opowiada, ale cóż z tego, skoro mówi i czuje jak dziecko, nie jak mężczyzna. Wszystkie głaskały go po główce, żadna jednak nie miała ochoty na seks. Obniżaliśmy, więc poprzeczkę. Bezskutecznie. W desperacji zaproponowałem, żeby wynająć dziewczynę, ale ten obruszył się i kategorycznie oświadczył, że tak nisko jeszcze nie upadł.
Concierge wiedział o tych staraniach i zapewne postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, a mnie, jako przyjaciela Markusa, wyznaczył do tego, abym wszystko odpowiednio skoordynował. Nikt na tym nie straci, za to każdy może zyskać. Teraz wydawało mi się to jasne i oczywiste.
Po skończonej zmianie poszedłem do niego. Zapukałem do drzwi, a on otworzył je jak zwykle markotny i struty.
- Witaj Markus. Mam dobrą widomość. – powiedziałem. – Znalazłem dla ciebie dziewczynę.
- Cudownie! – w jego głosie było słychać nutkę sarkazmu – Spotkam się z nią, później dostanę buziaka w czółko i wrócimy tutaj kochać się we dwoje, ja i moja ręka. – zapalił papierosa i usiadł na łóżku – Równie dobrze mogę stąd nie wychodzić.
- Tym razem będzie inaczej. Ona wcale nie chce być uwiedziona. Chce żebyś ją po prostu przeleciał.
- Nie żartuj sobie.
- Nigdy nie byłem jeszcze tak poważny.
Markus zdrętwiał. Jego twarz zastygła w bezruchu, a popiół opadający z papierosa pobrudził mu koszulę. Patrzył na mnie z takim niedowierzaniem, jakbym właśnie powiedział, że jego ojciec wyjechał do Las Vegas, żeby dorabiać do emerytury tańcząc kankana. Później, gdy to już do niego dotarło, wstał, strzepnął popiół i szybkim krokiem zaczął przemierzać pokój w tę i z powrotem.
- Emm… – próbował coś powiedzieć – Emm… Jest ładna?
- Tak. Jest starsza od ciebie o kilkanaście lat, ale ma świetną figurę, jest zadbana i chętna.
- Wie, że jestem prawiczkiem?
- Wie. Co więcej, uważa to za atut.
- Dobrze… dobrze… – tarł czoło, chyba niepewny tego, o co jeszcze chciałby zapytać. Na pewno czuł się zaskoczony. Ta cała sytuacja pojawiła się tak niespodziewanie.
Powoli jego ekscytacja ustąpiła. Usiadł na łóżku i skurczył się w sobie. Nie takiej reakcji się spodziewałem. Coś działo się w jego głowie. Coś niedobrego.
- Co się stało, Markus?
- Nie jestem pewien, czy właśnie tak miało być. Może powinienem czekać na właściwą kobietę? Może powinno być bardziej spontanicznie? Może powinniśmy wcześniej zjeść kolację, poznać się lepiej, potrzymać za ręce. Nie wiem… Nie wiem…
To zadziwiające. Zwierzę zawsze, gdy czegoś chce, jeśli ma okazję, podejmuje działanie, by to zdobyć. Natomiast człowiek potrafi pragnąć czegoś latami, czasami cale życie i nigdy, nawet w sprzyjających okolicznościach, nie stara się tego zdobyć. 
- Druga taka okazja może się już nie powtórzyć. – powiedziałem. – Wierzysz w przeznaczenie,  prawda?
- Tak, oczywiście.
- Wszystko jest zapisane, czyż nie?
- Tak. – potwierdził.
- Jeśli coś się dzieje to znaczy, że tak miało być. I już. Nie marnuj szansy, która ci się nadarzyła.
Markus pokiwał głową z powątpiewaniem. Wreszcie zgodził się, ale pełny obaw i rozdarty przez wątpliwości.
- Bądź o 21:00 w pokoju o numerze …
- Będę. – odpowiedział, a później się uśmiechnął – Zadecydowałem. Mam nadzieję, że słusznie.

Dokładnie o 20:55 mój śniady przyjaciel wszedł do windy, by udać się na ostatnie piętro do jednego z apartamentów. Wiem to, ponieważ odczekałem chwilę i ruszyłem za nim. Wcześniej podkradłem kartę magnetyczną do sąsiedniego pokoju. Chciałem dopilnować, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Nie wiem dlaczego. Może zależało mi na premii, może na przyjacielu i jego szczęściu, a może chciałem po prostu popatrzeć.
Balkony obu pomieszczeń – tego, w którym się znajdowałem i zajmowanego przez Jamesa oraz Katrine – dzieliło góra trzydzieści centymetrów. Bezszelestnie przeskoczyłem z jedno na drugi i zajrzałem przez okno. W środku paliły się dwie lampy, dając senne światło o ciepłej barwie. Dobrze widziałem łóżko, ale nikt nie znajdował się w jego pobliżu. Słyszałem dwa głosy, nie mogłem jednak rozróżnić słów. Przyszło mi do głowy, że pewnie Markus właśnie opowiada jej o swoim dzieciństwie. Kiedy się denerwował zawsze zaczynał i drążył temat do bólu. Nagle zapadła cisza. Trwała przez chwilę, po czym rozległy się kroki. Ujrzałem ich dwoje całujących się, zmierzających w stronę łóżka. Katrine pchnęła go. Upadł na poduszki. Zdezorientowany leżał tam, gdy ona jednym zwinnym ruchem zsunęła ramiączka prostej, ciemnej sukni. Opadła z niej, jak płótno okrywające posąg. Zobaczyłem piękne smukłe plecy i jędrną, dość szeroką pupę. Nie miała na sobie bielizny. Uklęknęła przed nim, a później bez wahania rozpięła mu spodnie. Jego penis znajdował się w stanie półwzwodu. Chwyciła go w dłoń i zaczęła rytmicznie obciągać. Markus jęknął. Musiało mu to sprawić ogromną przyjemność. Na tyle dużą, że po kilku ruchach stwardniał i… trysnął zalewając spermą dekolt i biust Katrine. Zaczął ją przepraszać, ale ona nie była rozczarowana. Chyba właśnie na to liczyła. Wtarła nasienie w biust i kokieteryjnie oblizała palce. Powiedziała coś do niego i zamienili się miejscami. Teraz ona siedziała na łóżku, a on znajdował się u jej stóp. Lubieżnie rozwarła przed nim uda ukazując wygoloną, wąską, jak zaciśnięte usta, cipkę. Rozsunęła ją dwoma palcami i wnioskując po tym, co stało się później kazała mu ją polizać. Zrobił to. Raz, drugi, trzeci aż każda kolejna pojedyncza pieszczota zamieniła się w długi szereg. Katrine jęczała, szarpiąc przy tym dłonią włosy Markusa. Kierowała nim i udzielała wskazówek. Była wyrozumiała, ale także stanowcza. Na jej twarzy prócz podniecenia można było zauważyć determinację, by osiągnąć cel, którym w tym wypadku był orgazm. Wyglądała jak bogini. Pozbawiona kompleksów, pewna siebie, dumna i perwersyjna stanowiła przykład silnej, pewnej swojej seksualności kobiety.
Odsunęła jego głowę i o coś poprosiła. Była zniecierpliwiona. Jej biodra bezwiednie poruszały się w przód i w tył, w przód i w tył głodne kolejnych pieszczot. On zatopił w mniej dwa palce, gwałtownie penetrując wnętrze. Katrine w tym czasie dłonią, z dziką furią drażniła swoją łechtaczkę, jednocześnie stopą pobudzając zwiotczałego członka Markusa. Była w amoku, bliska szczytowania ostentacyjnie wydawała z siebie odgłosy rozkoszy. Gdy jego penis stwardniał, przyciągnęła go do siebie. Zlizała swój smak z ust, które jeszcze przed chwilą ją pieściły i pozwoliła, żeby w nią wszedł. Poddała się jego woli. Trudno było uwierzyć, że to ten sam nieśmiały, zahukany chłopak, z którym rozmawiałem kilka godzin wcześniej. Teraz brał tę nieznajomą kobietę, jakby chciał ją przewiercić na wylot, do tego stopnia głodny ciała Katrine, że musiała go powstrzymywać, by nie zrobił jej krzywdy. Widać było, że w tej niekontrolowanej, młodzieńczej, trochę gapowatej, skierowanej w nią żądzy odnajduje przyjemność; w tych surowych pieszczotach piersi oraz głodnych, mocnych pocałunkach. Podłożyła jego ramię pod biodra, wygięła ciało w łuk i obejmując szyję Markusa zaczęła szczytować. Długo, ekspresyjnie i hipnotyzująco, jak dzika kotka, on –tak mi się wydaje – w tym samym czasie wypełnił ją spermą. Wszystko ustało. Zmęczeni, zastygli  w bezruchu, a ja wróciłem do siebie. Z pewnością nie poprzestali na tym. Mieli przed sobą całą noc.

Następnego dnia na klamce do mojego pokoju wisiała ciemnozłota, ozdobna torebka. W środku były dwie butelki whisky. Każda warta tyle, co moja jedna pensja.
Markus nie przeszedł żadnej znaczącej przemiany po tym jak przestał być prawiczkiem, ale wydaje mi się, że teraz trochę częściej się uśmiecha i na pewno nie żałuje podjętej przez siebie decyzji.

Komentarze