Opowiadanie
umowilismy sie, ze do mnie przyjedziesz. juz od dawna powinnismy byli powaznie porozmawiac. oboje jednak unikalismy spotkania, wiedzielismy co moze sie stac. ty miales ja... byles szczesliwy w tym zwiazku, nie chciales tego psuc.
byc moze chec sprawdzenia jak smakuje zdrada, byc moze chec przypomnienia jak to bylo ze mna sprawila, ze pewnego dnia zadzwoniles do mnie i swoim slodkich glosem (juz na sam jego dzwiek uginaly sie pode mna kolana) oswiadczyles, ze chcesz przyjechac. umowilismy sie u mnie, byles pewien, ze nikt nas nie nakryje.
dzwonek do drzwi... serce zabilo mi mocniej... oto po kilku miesiacach od rozstania mialam cie znow zobaczyc, czyzby jednak nie wszystko wygaslo? nie... to nie mozliwe. probujac zachowac spokoj otworzylam ci drzwi. "nic sie tu nie zmienilo" powiedziales... odpowiedzialam jedynie usmiechem, nie bylam w stanie z siebie nic wydusic... usiadles w swoim ulubionym fotelu. "moze chcesz sie czegos napic?" zapytalam wreszcie, opanowujac zdenerwowanie. "nie, dzieki, ale milo, ze proponujesz", "a ja sie napije piwa... jestes pewien, ze nie chcesz?", "a wiesz skusze sie na jedno". gorzki smak mojego ulubionego piwa sprawil, ze wreszcie odzyskalam pewnosc siebie. zaczelismy swobodnie rozmawiac o tym co bylo, co jest... zaczelam mu sie przygladac...
wysoki, przystojny, moze ciut przytyl, obcial wlosy... jednak nadal byl uroczy... w ciagu tych kilku miesiecy niewiele sie zmienil... nadal potrafil swoim wzrokiem rozpalic kobiece zmysly... zawsze zastanawialo mnie jak to robi.
dotychczas zachowalismy miedzy soba spora odleglosc, przypadek sprwil, ze zblizylismy sie, zapach jego perfum przypomnial mi czasy gdy bylismy razem... zawsze kojarzyl mi sie z zapachem prawdziwego mezczyzny. zapragnelam by mnie pocalowal... nie wiem czy czytal mi w myslach, po czym poznal czego potrzebuje... objal mnie swoim silnym ramieniem, przyciagnal do siebie, nie dal szansy by sie wyswobodzic... obdarowal mnie pocalunkiem, ktory sprawil, ze zupelnie stracilam nad soba kontrole... dlugim, namietnym... takim jaki uwielbialam. zatracilam sie... przestalam myslec o tym, ze ma kogos, ze to zdrada, ze kogos rani... chcialam tylko by znow byl chodz przez moment moj.
nawet nie wiem kiedy moje dlonie przestaly byc posluszne... podazaly dobrze znana im droga... najpierw rozpinanie koszuli, potem paska... zsuniecie spodni... mialam wrazenie jakbym nie byla soba, jakbym te sceny ogladala z boku... ale jednak tak nie bylo... stalismy tak calujac sie i pieszczac... jego dlonie na moich pogladkach, plecach... boshe jak on cudownie caluje... jak on na mnie dziala. gdy doszedl do moich ramion i zaczal delikatnie zsuwac ze mnie sukienke (co mnie podkusilo by zakladac ta na ramiaczkach?) zadrzalam... on w tym czasie zajal sie stanikiem (nie stawial dosc duzego oporu) oraz moimi najseksowniejszymi stringami (szybko sie ich pozbyl... ba nawet nie zauwazyl, ze to te od niego). nie pozostalam bierna... jego ciuchy juz dawno lezaly porozrzucane po pokoju, a my? dalej stalismy, tym razem nadzy zupelnie przygladajac sie sobie nawzajem (chyba faktycznie przytyl lekko). jego pieszczony staly sie bardziej intensywne... jezyk piescil moja szyje, jedna dlon piescila moja piers, druga zajela sie tyleczkiem... gdybym nie byla tak blisko niego, gdybym mnie nie trzymal zapewne juz bym osunela sie na ziemie (tak dla ciekawskich, reka pieszczaca tyleczek stanowila dobra asekuracje). w koncu i jego usta trafily na moja piers... nie wytrzymalam, jeknelam.... odepchnelam go od siebie, polozylam sie na kanapie... on powrocil do pieszczot... znow zaczal ssac moja piers, robil to z taka wprawa, z takim zaangazowaniem... dlon jego bladzila po moim udzie... nie moglam wytrzmac... pragnelam tylko poczuc jego jezyk na mojej muszelce... wreszcie sie doczekalam... nareszcie poczulam ten boski jezyczek... kolejne jeki... w koncu oderwal sie ode mnie... spojrzal swoim rozpalonym wzrkokiem na mnie, wzial za reke... podazylam za nim... polozyl sie na dywanie... usiadlam na nim okrakiem... znow zaczelismy sie calowac. znow ten goracy pocalunek... te usta tak idealnie pasujace do moich. cudowne... po chwili poczulam jak jego penis powoli zaczyna wdzierac sie we mnie... ten dreszcz rozkoszy... rozpalil mnie na maksa... mialam ochote krzyczec, jednka jedyny dzwiek jaki z siebie wydobywalam to jeki... zaczelismy sie kochac... jak dawniej... raz spokojnie, raz nieco szybciej... znow spokojnie... dlugo nie bylo trzeba czekac... eksplodowal we mnie... (dobrze, ze istnieje cos takiego jak pigulka... chyba bym sie zalamala gdybym z nim teraz wpadla). po chwili lezelismy na dywanie obok siebie, nie do konca pewni tego co zaszlo... spocone ciala jedynie byly dowodem, ze to nie sen...
po chwili zbieralismy swoje rzeczy i w pospiechu ubieralismy sie... "wiesz... liczylem, ze do tego dojdzie", "idz juz" powiedzialam zadziwiajac sama siebie"i wiecej juz nie dzwon..."
***
patrzac na opisana wyzej historyjke jak sadzicie dziewczyna powinna miec wyrzuty sumienia? czy gdy jedno z partnerow w zwiazku dopusci sie zdrady, czy osoba, z ktora tego dokonal powinna sie czuc winna?
byc moze chec sprawdzenia jak smakuje zdrada, byc moze chec przypomnienia jak to bylo ze mna sprawila, ze pewnego dnia zadzwoniles do mnie i swoim slodkich glosem (juz na sam jego dzwiek uginaly sie pode mna kolana) oswiadczyles, ze chcesz przyjechac. umowilismy sie u mnie, byles pewien, ze nikt nas nie nakryje.
dzwonek do drzwi... serce zabilo mi mocniej... oto po kilku miesiacach od rozstania mialam cie znow zobaczyc, czyzby jednak nie wszystko wygaslo? nie... to nie mozliwe. probujac zachowac spokoj otworzylam ci drzwi. "nic sie tu nie zmienilo" powiedziales... odpowiedzialam jedynie usmiechem, nie bylam w stanie z siebie nic wydusic... usiadles w swoim ulubionym fotelu. "moze chcesz sie czegos napic?" zapytalam wreszcie, opanowujac zdenerwowanie. "nie, dzieki, ale milo, ze proponujesz", "a ja sie napije piwa... jestes pewien, ze nie chcesz?", "a wiesz skusze sie na jedno". gorzki smak mojego ulubionego piwa sprawil, ze wreszcie odzyskalam pewnosc siebie. zaczelismy swobodnie rozmawiac o tym co bylo, co jest... zaczelam mu sie przygladac...
wysoki, przystojny, moze ciut przytyl, obcial wlosy... jednak nadal byl uroczy... w ciagu tych kilku miesiecy niewiele sie zmienil... nadal potrafil swoim wzrokiem rozpalic kobiece zmysly... zawsze zastanawialo mnie jak to robi.
dotychczas zachowalismy miedzy soba spora odleglosc, przypadek sprwil, ze zblizylismy sie, zapach jego perfum przypomnial mi czasy gdy bylismy razem... zawsze kojarzyl mi sie z zapachem prawdziwego mezczyzny. zapragnelam by mnie pocalowal... nie wiem czy czytal mi w myslach, po czym poznal czego potrzebuje... objal mnie swoim silnym ramieniem, przyciagnal do siebie, nie dal szansy by sie wyswobodzic... obdarowal mnie pocalunkiem, ktory sprawil, ze zupelnie stracilam nad soba kontrole... dlugim, namietnym... takim jaki uwielbialam. zatracilam sie... przestalam myslec o tym, ze ma kogos, ze to zdrada, ze kogos rani... chcialam tylko by znow byl chodz przez moment moj.
nawet nie wiem kiedy moje dlonie przestaly byc posluszne... podazaly dobrze znana im droga... najpierw rozpinanie koszuli, potem paska... zsuniecie spodni... mialam wrazenie jakbym nie byla soba, jakbym te sceny ogladala z boku... ale jednak tak nie bylo... stalismy tak calujac sie i pieszczac... jego dlonie na moich pogladkach, plecach... boshe jak on cudownie caluje... jak on na mnie dziala. gdy doszedl do moich ramion i zaczal delikatnie zsuwac ze mnie sukienke (co mnie podkusilo by zakladac ta na ramiaczkach?) zadrzalam... on w tym czasie zajal sie stanikiem (nie stawial dosc duzego oporu) oraz moimi najseksowniejszymi stringami (szybko sie ich pozbyl... ba nawet nie zauwazyl, ze to te od niego). nie pozostalam bierna... jego ciuchy juz dawno lezaly porozrzucane po pokoju, a my? dalej stalismy, tym razem nadzy zupelnie przygladajac sie sobie nawzajem (chyba faktycznie przytyl lekko). jego pieszczony staly sie bardziej intensywne... jezyk piescil moja szyje, jedna dlon piescila moja piers, druga zajela sie tyleczkiem... gdybym nie byla tak blisko niego, gdybym mnie nie trzymal zapewne juz bym osunela sie na ziemie (tak dla ciekawskich, reka pieszczaca tyleczek stanowila dobra asekuracje). w koncu i jego usta trafily na moja piers... nie wytrzymalam, jeknelam.... odepchnelam go od siebie, polozylam sie na kanapie... on powrocil do pieszczot... znow zaczal ssac moja piers, robil to z taka wprawa, z takim zaangazowaniem... dlon jego bladzila po moim udzie... nie moglam wytrzmac... pragnelam tylko poczuc jego jezyk na mojej muszelce... wreszcie sie doczekalam... nareszcie poczulam ten boski jezyczek... kolejne jeki... w koncu oderwal sie ode mnie... spojrzal swoim rozpalonym wzrkokiem na mnie, wzial za reke... podazylam za nim... polozyl sie na dywanie... usiadlam na nim okrakiem... znow zaczelismy sie calowac. znow ten goracy pocalunek... te usta tak idealnie pasujace do moich. cudowne... po chwili poczulam jak jego penis powoli zaczyna wdzierac sie we mnie... ten dreszcz rozkoszy... rozpalil mnie na maksa... mialam ochote krzyczec, jednka jedyny dzwiek jaki z siebie wydobywalam to jeki... zaczelismy sie kochac... jak dawniej... raz spokojnie, raz nieco szybciej... znow spokojnie... dlugo nie bylo trzeba czekac... eksplodowal we mnie... (dobrze, ze istnieje cos takiego jak pigulka... chyba bym sie zalamala gdybym z nim teraz wpadla). po chwili lezelismy na dywanie obok siebie, nie do konca pewni tego co zaszlo... spocone ciala jedynie byly dowodem, ze to nie sen...
po chwili zbieralismy swoje rzeczy i w pospiechu ubieralismy sie... "wiesz... liczylem, ze do tego dojdzie", "idz juz" powiedzialam zadziwiajac sama siebie"i wiecej juz nie dzwon..."
***
patrzac na opisana wyzej historyjke jak sadzicie dziewczyna powinna miec wyrzuty sumienia? czy gdy jedno z partnerow w zwiazku dopusci sie zdrady, czy osoba, z ktora tego dokonal powinna sie czuc winna?
Komentarze
Prześlij komentarz