Gdzies w Unii... (c.d.)
Chciala odwrócic glowe, ale przytrzymalem ja mocno.
- Znam ten glos. - powiedzialem - Nalezal do Lodowej Anny. Ale jej juz nie ma. Wyszlo z niej zwierze, które tyle lat Anna trzymala w niewoli, tak, zeby nikt nie widzial. - Wargi kobiety zaczely drzec, ale nie przestawalem mówic, prosto w jej twarz - A teraz to zwierze znalazlo nowego Pana, który lepiej o nie zadba, niz Lodowa Anna.
Puscilem jej twarz i poszedlem w mrok. Kobieta milczala. Wrzala w niej straszliwa wojna. Nigdy nie bede nawet wiedzial jak straszna. Ale moge jej pomóc. Podszedlem do sciany, gdzie na hakach wisialy rózne czesci konskiej uprzezy. Kilka z nich odrzucilem, inne porozbieralem na kawalki i zaczalem skladac na nowo. Nozem zrobilem kilka dziurek w paskach i podszedlem do Anny.
- Otwórz usta - powiedzialem twardo.
Anna spojrzala na mnie zimnym wzrokiem. Znalem juz wynik jej wewnetrznej walki.
- Musisz mnie rozwiazac - powiedziala sciszonym glosem - Potem pójdziemy do swoich pokoi i... aaaaaaa.....
- Co za uparta klacz - powiedzialem wkladajac Annie do ust zimne zelazo. Ciasno zapialem paski wokól jej glowy i rzucilem wodze na plecy. Kleknalem za nia i szybko, bez uprzedzenia wtargnalem w jej cieple wnetrze. Przez chwile jeszcze sie opierala, szarpala w wiezach. W koncu sciagnalem jej wodze, zelazo wedzidla wpilo sie w jej usta i kobieta przestala walczyc.
Tej nocy nie wystarczylo pokonac Lodowej Anny. Musialem zapanowac nad dzika bestia, ujezdzic klacz, która niedawno wyrwala sie na wolnosc. A bestia miala niespozyte sily i nie mialem szans dotrzymac jej pola. Musialem nadrabiac doswiadczeniem, uzywac wyszukanych sposobów, palców, jezyka. Uzywalem i mniej wyszukanych, takich jak kolek, który na poczatku naszego spotkania z odraza wylamalem. W kazdym razie nim wzeszlo slonce, po calej nocy w wiezach i uprzezy, Dzika Anna poddala sie i uznala mnie za zwyciezce. Gdy zdjalem jej uzde, rozwiazalem sznury, pozostala w swojej pozycji. Milczala chwile, po czym cicho powiedziala:
- Odtad, juz zawsze, bede twoja Klacza. Oddaje Ci moje cialo i dusze, Bede Ci sluzyla moim grzbietem jak moge najlepiej. Wez mnie i nigdy mnie nie zostaw.
- Bede dbal o Ciebie, i nigdy Cie nie zawiode. A teraz chodzmy zalatwic formalnosci.
Stary Richardson byl w siódmym niebie, gdy dowiedzial sie o rychlym i dobrowolnym zamazpójsciu swej jedynej córki. Zdziwilby sie jednak, gdyby wiedzial o slubie, jaki wlasnie odbyl sie dzisiejszej nocy. Ale nie dowiedzial sie. Miesiac pózniej bylismy juz w podrózy poslubnej po Europie.
- Znam ten glos. - powiedzialem - Nalezal do Lodowej Anny. Ale jej juz nie ma. Wyszlo z niej zwierze, które tyle lat Anna trzymala w niewoli, tak, zeby nikt nie widzial. - Wargi kobiety zaczely drzec, ale nie przestawalem mówic, prosto w jej twarz - A teraz to zwierze znalazlo nowego Pana, który lepiej o nie zadba, niz Lodowa Anna.
Puscilem jej twarz i poszedlem w mrok. Kobieta milczala. Wrzala w niej straszliwa wojna. Nigdy nie bede nawet wiedzial jak straszna. Ale moge jej pomóc. Podszedlem do sciany, gdzie na hakach wisialy rózne czesci konskiej uprzezy. Kilka z nich odrzucilem, inne porozbieralem na kawalki i zaczalem skladac na nowo. Nozem zrobilem kilka dziurek w paskach i podszedlem do Anny.
- Otwórz usta - powiedzialem twardo.
Anna spojrzala na mnie zimnym wzrokiem. Znalem juz wynik jej wewnetrznej walki.
- Musisz mnie rozwiazac - powiedziala sciszonym glosem - Potem pójdziemy do swoich pokoi i... aaaaaaa.....
- Co za uparta klacz - powiedzialem wkladajac Annie do ust zimne zelazo. Ciasno zapialem paski wokól jej glowy i rzucilem wodze na plecy. Kleknalem za nia i szybko, bez uprzedzenia wtargnalem w jej cieple wnetrze. Przez chwile jeszcze sie opierala, szarpala w wiezach. W koncu sciagnalem jej wodze, zelazo wedzidla wpilo sie w jej usta i kobieta przestala walczyc.
Tej nocy nie wystarczylo pokonac Lodowej Anny. Musialem zapanowac nad dzika bestia, ujezdzic klacz, która niedawno wyrwala sie na wolnosc. A bestia miala niespozyte sily i nie mialem szans dotrzymac jej pola. Musialem nadrabiac doswiadczeniem, uzywac wyszukanych sposobów, palców, jezyka. Uzywalem i mniej wyszukanych, takich jak kolek, który na poczatku naszego spotkania z odraza wylamalem. W kazdym razie nim wzeszlo slonce, po calej nocy w wiezach i uprzezy, Dzika Anna poddala sie i uznala mnie za zwyciezce. Gdy zdjalem jej uzde, rozwiazalem sznury, pozostala w swojej pozycji. Milczala chwile, po czym cicho powiedziala:
- Odtad, juz zawsze, bede twoja Klacza. Oddaje Ci moje cialo i dusze, Bede Ci sluzyla moim grzbietem jak moge najlepiej. Wez mnie i nigdy mnie nie zostaw.
- Bede dbal o Ciebie, i nigdy Cie nie zawiode. A teraz chodzmy zalatwic formalnosci.
Stary Richardson byl w siódmym niebie, gdy dowiedzial sie o rychlym i dobrowolnym zamazpójsciu swej jedynej córki. Zdziwilby sie jednak, gdyby wiedzial o slubie, jaki wlasnie odbyl sie dzisiejszej nocy. Ale nie dowiedzial sie. Miesiac pózniej bylismy juz w podrózy poslubnej po Europie.
Komentarze
Prześlij komentarz